Monika

Monika Adler

Pomaganie stało się jej celem


Zobacz wideo z Moniką Adler:

Monika Adler ma 43 lata, ale rodzina i przyjaciele mówią do niej tylko “Paloma”. Bo imiona ma właściwie dwa. Pierwsze jest polskie, nadała je jej mama po urodzeniu, by wpisać je oficjalnie w dokumenty. Drugie romskie, bo tak to już w jej społeczności jest, że w domu i wśród bliskich każdy ma imię zgodne z tradycją. “Palomę” wybrała z kolei jej babka, na początku lat 80., gdy dziewczynka się urodziła było imieniem nieznanym, nie było też możliwości wpisania go metryki. Tak przynajmniej mówiła kiedyś Palomie mama. I choć w papierach można by go szukać na próżno, jest jej bliższe niż to z dowodu.

Urodziła się w Legnicy, pochodzi jak to się mówi u niej w społeczności “z Austriaków”, po dziadku ma jeszcze korzenie niemieckie. Nie mieszka dziś jednak w swoim domu rodzinnym, a w Przemyślu. Jak to, dlaczego? Wyjechała za miłością. Miała 20 lat, kiedy jej przyszły mąż pierwszy raz pojawił się w jej mieście. Wcześniej rodzinę Palomy odwiedziła jego ciotka, zaprzyjaźniła z jej mamą, a do siebie wróciła mówiąc, że jest taka młoda i ładna dziewczyna, i nie ma jeszcze męża. Tak się poznali, wcześniej nigdy go nie widziała, oświadczył się. Mogła planować ślub. Dziś, tak myśli Paloma, dziewczęta później wychodzą za mąż. Sama ma trzy córki, 20-, 18- i 15-letnią i żadna z nich nawet nie myśli, żeby już zakładać rodzinę.

Wykształcenie? Paloma skończyła osiem klas szkoły podstawowej i się tego nie wstydzi. Wręcz przeciwnie, uważa, że wtedy było to dużo. Znała koleżanki, które zrobiły jeszcze mniej klas i jako czternastoletnie miały już mężów. Dziś córki Palomy, to już inne pokolenie. Nadal się uczą, jedna w Anglii, druga lada dzień do niej dołączy, w planach mają przede wszystkim własny rozwój. Wybrały zagranicę, sądząc, że będą miały tam lepsze perspektywy niż w Polsce.

Paloma nie ukrywa, że dziewczynki doświadczyły dyskryminacji i rasizmu. Nie raz, nie dwa matka musiała chodzić do szkoły, interweniować, odbierać je z lekcji, spotykać się rodzicami chłopców i dziewcząt, którzy je w szkole szykanowali. Czasami Paloma musiała chodzić do szkoły córek dosłownie co tydzień. Dla całej rodziny było to doświadczenie trudne, powodowało poczucie bezsilności. Paloma pamięta jedną rozmowę z mamą kolegi córki, który ciągnął ją za włosy, wulgarnie przezywał. Ta matka była w szoku, że jej syn mógł zrobić coś takiego, zupełnie nie potrafiła wytłumaczyć jego zachowania.

Dziewczynki wyróżniały się w szkole wyglądem. Miały ciemne, długie włosy, ciemne oczy, ciemniejszą niż inne dzieci karnację, a nie była to zbyt wielokulturowa placówka. Poza córkami Palomy chodziły do niej jeszcze ich kuzynki, trzymały się raczej razem w swojej grupie.

To był przykry czas, ale też niespecjalnie szykany zaskoczyły rodzinę. Sama Legnica w latach dziewięćdziesiątych, gdy dorastała, nie była idealnym miejscem do życia. Mężczyźni ogoleni na zero szukający kogoś, kto odróżniałby się wyglądem czy językiem na ulicach. Łatwo było spotkać się z ich agresją. Paloma pamięta, że czasem bała się wyjść na ulicę. Pamięta nawet sytuację, gdy raz napadli na mieszkanie, w którym mieszkała romska rodzina i zniszczyli je doszczętnie. Przyznaje dziś, że i ona, i jej mąż, doświadczyli i czasem nadal doświadczają dyskryminacji w swoim mieście. Szczególny problem mają z jednym sąsiadem, tym samym od lat, który akurat mieszka tuż obok. Właściwie nigdy nie powiedział ani Palomie ani jej mężowi, skąd uprzedzenia, czy zrobili coś nie tak. Przeklina ich, czasem mają takie wrażenie, dla zasady. Raz nawet na małżeństwo ruszył z rękami.

Może chodziło mu o wspólny balkon? Chyba nie może znieść, że romska rodzina wywiesza tam pranie obok jego ciuchów. Czasem konieczna była pomoc policji, bo zagrożenie ze strony mężczyzny wydawało się całkiem realne. Raz, gdy Paloma rozwieszała uprane rzeczy na strychu, chcąc uniknąć awantury o balkon i nie drażnić go swoją obecnością, przyszedł na górę za nią. I znowu ten sam schemat, najpierw wyzwiska, potem telefon na policję. Do dziś, kiedy męża nie ma w domu, stara się sama nie wychodzić, na wszelki wypadek, by go nie spotkać na schodach.

Nie ma pomysłu, dlaczego on taki jest. Jej mąż mieszka w tym bloku już od 40 lat, wcześniej zamieszkiwali w nim jego rodzice, a oni nie chcą się z niego wyprowadzać. Nie o to chodzi, by uciec. Choć od jakiegoś czasu chodzi im po głowie, by może całkowicie zmienić miasto? Przenieść się w nieznane, znaleźć spokój.

Paloma pamięta, kiedy wychodziła za mąż. Wiedziała, że zgodnie z tradycją zajmie się domem i wychowywaniem dzieci, tego właśnie chciała. A niestety, kiedy gotowa była po wychowywaniu córek przez pierwszych kilka lat ich życia iść do pracy, zapisując się do urzędu pośrednictwa, przez kolejne lata nie pojawiła się dla niej ani jedna oferta.

Dziś oboje z mężem pracują wspierając uchodźców. Od niemal pierwszego dnia jeździli na stację kolejową, na początku może nawet bardziej z ciekawości. Paloma zakładała, że wśród przybywających do Polski będą pewnie i Romowie, zastanawiała się, czy by im jakoś nie pomóc na starcie. I miała więcej pracy, niż zakładała, robiła z Dawidem, co się dało, zakupy, kanapki, posiłki, przynosiła puszki z jedzeniem, wodę. Niektóre romskie rodziny składały się z matki i dziesięciorga dzieci, maluszki na rękach miały może góra kilka tygodni. Paloma kursowała więc między sklepem, kuchnią, a dworcem całymi godzinami, a ciągle czuła, że mogłaby zrobić więcej. Zaczęła też zakładać zbiórki pieniędzy w sieci, licząc na pomoc sąsiadów. Sama dotąd płaciła za co mogła ze swoich środków, nie czekała, że ktokolwiek jej je zwróci. Pieniądze się wówczas nie liczyły. Za pracę zresztą też nie otrzymywała żadnej zapłaty. Od kogo? To, co robiła, było potrzebą serca.

Przykro jej tylko było patrzeć czasem, że uchodźcy z romskim pochodzeniem inaczej traktowani byli przez wolontariuszy na granicy niż Ukraińcy. Myśli nawet, że to nie były złe intencje. Polacy po prostu nie znają Romów, może trochę się ich boją, a Romowie z kolei szczególnie na początku relacji bywają nieufni. To Paloma pierwsza zaczęła do nich podchodzić, rozmawiać, zdobywać ich zaufanie. Nawet w rozmowach z nią zajęło im trochę czasu, by się otworzyć.

Nieopodal jej domu jest szpital wojskowy. To raptem kilka minut drogi na piechotę, chodziła do rannych i tam. A to komuś pomagała szukać mieszkania, a to pracy, dodatkowego jedzenia, wszystkiego, co było potrzebne. I tak początkowa chęć wsparcia osób w drodze stała się dla niej pracą na pełen etat. Można powiedzieć, że z zawodu jest wolontariuszką.

Paloma podkreśla, że urodziła się w Polsce, a z pochodzenia jest Romką. Co to dla niej znaczy? To zbiór zasad, praw i tradycji, które chciałaby przekazać córkom. Przede wszystkim szacunek do starszych, do ojca i matki. Chciałaby, by dziewczynki w każdej sytuacji wiedziały, jak się zachować, a gdy rodzice są w pracy, pomogły im: same posprzątały czy ugotowały obiad. Na pierwszym miejscu jej społeczność zdecydowanie stawia więzi rodzinne.

Polacy jej zdaniem słabo znają romską kulturę. Jednak paradoksalnie wojna ich do siebie zbliżyła. Paloma sama widzi po sobie, że ma teraz więcej znajomych wśród Polaków niż kiedykolwiek wcześniej, wiele z tych osób to bliższe znajomości, ludzie, na których zawsze może liczyć. Można powiedzieć, że w Przemyślu otworzyła się furtka poznawania bliżej osób, które nie zawsze są do nas podobne. Okazuje się wówczas, że to, co różni, może sprzyjać wzajemnemu zainteresowaniu, wielu rzeczy można się od siebie nauczyć.

Dziś, gdy Paloma myśli o tym, co robi, jest z siebie dumna. Pomaganie stało się jej celem, każde kolejne znalezione rodzinie romskiej mieszkanie czy praca jest dla niej takim samym powodem radości jak pierwsze. A że zna Przemyśl całkiem dobrze, wie, gdzie Romom będzie najlepiej, co będzie dobre dla ich rodzin i dzieci. Daje im tylko to, co wzięłaby i dla siebie. Niektórzy zostają w Przemyślu,  dostają tu pracę, wychowują dzieci i teraz sami pomagają kolejnym, jak im Paloma kiedyś. Nie zna dokładnych liczb, nie zapisuje, komu pomogła, ale zakłada, że to setki osób. Bywało, że dziennie przyjeżdżała nawet i do 70 osób, aż nie wiadomo było w co ręce włożyć. Największa satysfakcja? Że teraz w pomoc zaangażowała się także Palomy córka. To jej duma.

Tekst: Paula Szewczyk, Wysokie Obcasy

Zdjęcia: Karol Grygoruk, RATS Agency

Моніці Адлер 43 роки, але родина та друзі називають її просто “Палома”. Тому що насправді у неї два імені. Перше – польське, дане їй матір’ю після народження, щоб його можна було офіційно вписати в документи. Друге – ромське, тому що в її громаді прийнято, щоб кожен вдома і серед друзів мав ім’я відповідно до традиції. “Палома”, наприклад, було обрано її бабусею; на початку 1980-х, коли дівчинка народилася, це було невідоме ім’я, і не було жодної можливості вписати його у свідоцтво про народження. Принаймні так розповідала Паломі її мати. І хоча його даремно шукати його в паперах, воно їй ближче, ніж те, яке вказане в паспорті.

Вона народилася в Легниці, походить, як кажуть у її громаді, “з австрійців”, і все ще має німецьке коріння зі сторони дідуся. Однак сьогодні вона живе не в родинному домі, а в Перемишлі. Чому так сталося? Вона поїхала за своїм коханням. Їй було 20 років, коли її майбутній чоловік вперше приїхав до їхнього міста. Перед тим до сім’ї Паломи приїжджала його тітка, подружилася з її мамою, і вони спілкувалися між собою, стверджуючи, що вона така молода і гарна дівчина, а чоловіка ще не має. Так вони познайомилися, вона його ніколи раніше не бачила, він зробив їй пропозицію. Вона змогла спланувати своє весілля. Сьогодні, як думає Палома, дівчата виходять заміж пізніше. У неї самої троє дочок, 20-ти, 18-ти і 15-ти років, і жодна з них навіть не думає про створення сім’ї.

Освіта? Палома закінчила вісім класів початкової школи і не соромиться цього. Навпаки, вона вважає, що на той час це було багато. Вона знала подруг, які закінчили ще менше класів і, будучи 14-річними, вже мали чоловіків. Сьогодні доньки Паломи – це зовсім інше покоління. Вони все ще навчаються – одна в Англії, інша приєднається до неї з дня на день, і планують передусім власний розвиток. Вони вирішили виїхати за кордон, вважаючи, що там у них будуть кращі перспективи, ніж у Польщі.

Палома не приховує, що дівчатка зазнали дискримінації та расизму. Не раз, не два матері доводилося ходити до школи, втручатися, забирати їх з уроків, зустрічатися з батьками хлопчиків і дівчат, які цькували їх у школі. Іноді Паломі доводилося ходити до школи в якій навчалися її доньки практично щотижня. Для всієї родини це було важким випробуванням і викликало відчуття безсилля. Палома пам’ятає одну розмову з матір’ю однокласника її доньки, який тягнув її за волосся, принижував її. Мама цього хлопця була шокована тим, що її син міг зробити таке, вона не могла пояснити його поведінку.

Дівчата виділялися в школі своєю зовнішністю. У них було темне довге волосся, темні очі, темніший колір обличчя, ніж у інших дітей, а це був не дуже різнокультурний навчальний заклад. Окрім доньок Паломи, школу відвідували їхні двоюрідні сестри, і вони, як правило, трималися разом у своїй групі.

Це був неприємний час, але переслідування не здивували родину. Сама Легніца в дев’яностих, коли вона росла, не була ідеальним місцем для життя. Чоловіки голилися під нуль, шукаючи на вулицях когось, хто відрізнявся від них зовнішністю чи мовою. Легко було наразитися на їхню агресію. Палома згадує, що іноді боялася виходити на вулицю. Вона навіть пам’ятає ситуацію, коли одного разу вони напали на квартиру, де жила ромська сім’я, і повністю її розгромили. Сьогодні вона визнає, що і вона, і її чоловік зазнавали, а іноді й досі зазнають дискримінації в їхньому місті. Найбільші проблеми у них виникли з одним сусідом, який живе поруч вже багато років. Він ніколи не говорив ні Паломі, ні її чоловікові, звідки взялося упередження, чи вони зробили щось погане. Він проклинає їх, іноді вони відчувають це, просто з переконання. Одного разу він навіть накинувся на подружжя з кулаками.

Може він мав на увазі спільний балкон? Мабуть він не може терпіти коли ромська сім’я вивішує там білизну поруч з його одягом. Іноді була необхідна допомога поліції, оскільки загроза з боку чоловіка здавалася цілком реальною. Одного разу, коли Палома розвішувала білизну на горищі, бажаючи уникнути бійки через місце на балконі і не нервувати його своєю присутністю, він піднявся за нею нагору. І знову та ж схема: спочатку претензії, потім виклик поліції. До сьогодні, коли чоловіка немає вдома, вона намагається не виходити сама про всяк випадок, щоб не зустріти його на сходах.

Вона не має жодного поняття чому він такий. Її чоловік живе в цьому будинку вже 40 років, його батьки жили тут раніше, і вони не хочуть звідти виїжджати. Справа не в тому, щоб виїхати. Хоча вони вже деякий час думають про те, щоб, можливо, повністю змінити місто. Переїхати в незнане, щоб віднайти спокій.

Палома пам’ятає, як виходила заміж. Вона знала, що, згідно з традицією, вона буде дбати про дім і виховувати дітей – це те, чого вона хотіла. Hа жаль коли вона була готова піти на роботу після того як виховувала доньок перші кілька років їхнього життя, записавшись до агенції праці в наступні роки їй не надійшло жодної пропозиції роботи.

Сьогодні вони з чоловіком працюють, допомагаючи біженцям. Майже з першого дня вони ходили на залізничний вокзал, спочатку, можливо, навіть скоріше з цікавості. Палома припускала, що серед тих, хто прибуває до Польщі, ймовірно, будуть роми, і думала, чи зможе вона якось допомогти їм на початку. І вона мала більше роботи, ніж очікувала, роблячи з Давидом все, що могла: покупки, бутерброди, їжу, приносила банки з їжею, воду. Деякі ромські сім’ї складалися з матері та десяти дітей, найменшим з тих, яких вона тримала на руках, можливо, було кілька тижнів. Палома годинами курсувала між магазином, кухнею та вокзалом, але відчувала, що може робити більше. Вона також почала організовувати збір коштів в Інтернеті, сподіваючись на допомогу сусідів. Поки що вона сама оплачувала все, що могла, з власних коштів, не чекаючи, що хтось відшкодує їй витрати на допомогу іншим. В такий час гроші не мають великого значення. За свою роботу вона також не отримувала оплати. Від кого мала б її отримувати? Те, що вона робила, було потребою її серця.

Їй лише шкода було іноді бачити, що до біженців ромського походження волонтери на кордоні ставилися інакше, ніж до українців. Вона навіть думає, що причиною цього були не злі наміри. Поляки просто не знають ромів, можливо, трохи побоюються їх, а роми, з іншого боку, особливо на початку стосунків, схильні до недовіри. Саме Палома першою почала підходити до них, розмовляти, завойовувати їхню довіру. Навіть у розмовах з нею вони не одразу відкривалися.

Неподалік від її будинку є військовий госпіталь. Дорога там займає лише кілька хвилин пішки, вона ходила до поранених. А ще вона допомагала шукати житло, роботу, додаткову їжу, все, що було потрібно для виживання. І так початкове бажання підтримати людей стало для неї повноцінною роботою. Можна сказати, що вона професійний волонтер.

Палома підкреслює, що вона народилася в Польщі і є ромкою за походженням. Що для неї це означає? Це набір принципів, законів і традицій, які вона хотіла б передати своїм дочкам. Перш за все, повагу до старших, до батька і матері. Вона хотіла б, щоб дівчатка знали як поводитися в будь-якій ситуації, і коли батьки на роботі, допомагали їм: самі прибирали чи готували вечерю. Її громада однозначно ставить родинні зв’язки на перше місце.

Поляки, на її думку, мало знають ромську культуру. Однак, як це не парадоксально, війна зблизила їх. Палома сама бачить, що тепер у неї більше друзів серед поляків, ніж будь-коли раніше, багато з них – близькі знайомі, люди, на яких вона завжди може розраховувати. Можна сказати, що в Перемишлі відкрилися ворота для ближчого знайомства з людьми, які не завжди схожі на нас. Тоді виявляється, що те, що відмінне, може викликати взаємне зацікавлення, і багато чого можна навчитися один від одного.

Сьогодні, коли Палома думає про те, чим вона займається, вона пишається собою. Допомога стала її метою; кожна нова квартира або робота, яку вона знаходить для ромської сім’ї, приносить їй стільки ж радості, як і перша. А оскільки вона добре знає Перемишль, то знає, де ромам буде найкраще, що буде добре для їхніх родин і дітей. Вона дає їм тільки те, що взяла б і для себе. Деякі залишаються в Перемишлі, влаштовуються тут на роботу, виховують дітей і тепер самі допомагають іншим, як колись допомагала їм Палома. Вона не знає точних цифр, не записує, кому допомогла, але вважає, що це сотні людей. Часом до неї приходило до 70 осіб на день, іноді вона не знала, від чого почати. Її найбільше задоволення? Те, що донька Паломи тепер теж займається цією справою. Вона цим пишається.

Текст: Паула Шевчик, Wysokie Obcasy

Фото: Кароль Григорук, RATS Agency

Monika Adler is 43 years old, but family and friends only refer to her as “Paloma.” That’s because she has two names. The first one is Polish, given by her mother at birth to be officially recorded in documents. The second one is Romani, as is customary in her community, where everyone has a name in accordance with tradition that’s used at home and among close ones. “Paloma” was chosen by her grandmother in the early 80s when the girl was born – this name was unknown in Poland, and there was no possibility of recording it in the registry. At least that’s what Paloma’s mother used to say. Even though it’s not in her documents, it is closer to her than the one on her ID.

She was born in Legnica and is from the “Austrians,” as they say in her community. She also has German roots on her grandfather’s side. However, she doesn’t live in her family home but in Przemyśl. Why? She moved for love. She was 20 when her future husband first appeared in her town. Before that, his aunt had visited Paloma’s family, befriended her mother, and returned saying that there was such a young and beautiful girl, and she didn’t have a husband yet. That’s how they met, and she had never seen him before; he proposed. She could plan the wedding. Today, Paloma thinks that girls marry later. She has three daughters, aged 20, 18, and 15, and none of them even considers starting a family.

Education? Paloma finished eight years of primary school and is not ashamed of it. On the contrary, she believes it was a lot back then. She knew girls who completed even fewer grades and were married by the age of fourteen. Paloma’s daughters belong to a different generation. They are still studying, one in England, and the other will join her soon, concentrating mainly on their own growth and development. They chose to live abroad, thinking they would have better prospects there than in Poland.

Paloma doesn’t hide that her daughters have experienced discrimination and racism. More than once, she had to go to school, intervene, take them out of classes, and speak to the parents of boys and girls who bullied them at school. Sometimes Paloma had to go to her daughters’ school literally every week. It was a difficult experience for the whole family, causing a sense of helplessness. Paloma remembers a conversation with the mother of her daughter’s friend, who pulled her hair and verbally abused her. This mother was shocked that her son could do such a thing; she couldn’t explain his behaviour.

The girls stood out at school with their appearance. They had dark, long hair, dark eyes, and a darker complexion than other children, and it wasn’t a very multicultural institution. In addition to Paloma’s daughters, their cousins also attended the school, and they mostly stuck together in their group.

It was a difficult time, but the family wasn’t particularly surprised by the bullying. Legnica in the nineties, when Paloma was growing up, wasn’t an ideal place to live. On the streets, men with shaved heads were looking for someone who stood out in appearance or spoke a different language. It was easy to encounter their aggression. Paloma remembers being afraid to go out sometimes. She even recalls a situation when they attacked an apartment where a Roma family lived, completely destroying it. She admits today that she and her husband still experience discrimination in their town They have a particular problem with one neighbour, the same one for years, who happens to live next door. He has never told Paloma or her husband where his prejudices come from or if they did something wrong. He curses them, sometimes, just for the sake of it. Once he even physically attacked the couple.

Maybe it’s about the shared balcony? Perhaps he can’t stand that the Roma family hangs laundry next to his clothes. Sometimes police assistance was necessary because the threat from the man seemed quite real. Once, when Paloma was hanging laundry in the attic, trying to avoid the argument about the balcony and not annoy him with her presence, he came upstairs after her. And again, the same pattern: insults first, then a call to the police. Even today, when her husband is not at home, she tries not to go out alone, just in case she meets him on the staircase.

She has no idea why he’s like that. Her husband has been living in this building for 40 years; his parents lived there before, and they don’t want to move. It’s not about escaping. However lately, the idea of maybe moving towns has been on their minds. Moving into the unknown, finding peace.

Paloma remembers when she got married. She knew that according to tradition, she would take care of the home and raise children, and that’s what she wanted. Unfortunately, when she was ready to go to work after raising her daughters for the first few years of their lives, she wouldn’t receive a single job offer for several years, despite registering with the employment office.

Today, both Paloma and her husband work supporting refugees. Almost from the first day, they went to the train station, initially perhaps out of curiosity. Paloma assumed that among those arriving in Poland, there would probably be Roma, and she wondered if she could help them at the start. And she had more work than she had thought; together with Dawid they did everything they could: shopping, sandwiches, meals, bringing cans of food, and water. Some Roma families consisted of a mother and ten children; the babies on their hands were perhaps only a few weeks old. Paloma commuted between the store, the kitchen, and the station for hours, always feeling that she could be doing more. She also started crowdfunding online, hoping for help from neighbours. So far, she’d paid for everything she could herself, not waiting for anyone to reimburse her. Money didn’t matter then. Besides, she didn’t receive any payment for her work either. From whom? What she did was coming from her heart.

It was just sad for her to see that refugees of Roma origin were treated differently by volunteers at the border than Ukrainians. She even thinks it wasn’t bad intentions. Poles simply don’t know Roma and are maybe a little afraid of them, and Romani people, in turn, can be mistrustful, especially at the beginning. Paloma was the first to approach them, talk to them, and gain their trust. Even in conversations with her, it took them some time to open up.

Near her home, just a few minutes’ walk away, there’s a military hospital. She went there to help the wounded. Sometimes she helped someone find an apartment or a job, extra food, or anything else that was needed. So, the initial desire to support people escaping the war has become a full-time job for her. One could say she’s a volunteer by profession.

Paloma emphasizes that she was born in Poland and is of Romani origin. What does that mean to her? It’s a collection of principles, rights, and traditions that she would like to pass on to her daughters. Above all, respect for elders, for father and mother. She would like the girls to know how to behave in every situation and help their parents when they are at work: tidy up or cook lunch by themselves. In her community, family ties are definitely a priority.

In her opinion, Poles are not familiar with Romani culture. However, paradoxically, the war brought them closer. Paloma herself sees that she now has more friends among Poles than ever before. Many of these people are closer acquaintances, people she can always count on. One could say that a gateway to getting to know people who are not always like us has opened in Przemyśl. It turns out that what makes us different can promote mutual interest, and many things can be learned from each other.

Today, when Paloma thinks about what she does, she is proud of herself. Helping has become her goal; each newly found housing or job for a Romani family is a reason for her joy, just like the first one was. Since she knows Przemyśl quite well, she knows which areas are best for the Roma, and what would be good for their families and children. She gives them only what she would take for herself. Some stay in Przemyśl, get a job here, raise children, and start to help others, just like Paloma once helped them. She doesn’t know the exact numbers and doesn’t keep a record of whom she helped, but she assumes it’s hundreds of people. There were days when even 70 people arrived daily, and it wasn’t clear what to do with them. What’s the greatest satisfaction? The fact that now Paloma’s daughter is also involved in helping others. That’s her pride.

Text: Paula Szewczyk, Wysokie Obcasy

Photos: Karol Grygoruk, RATS Agency

Scroll to Top
Przewiń do góry